czwartek, 30 stycznia 2014

nowy zwiastun !

FOREVER IS A PROMISE... 

Kochani jeśli się nie myle to jest już 4-5 filmik na bloga. Bardzo długo go robiłam bo tak na prawdę nie wiedziałam co sie dalej zdarzy. Ale już mniej więcej mam w głowie ułożony plan także będzie dobrze :) Mam nadzieję że zwastun się wam spodobał. Klikajcie łapkę w górę i komentujcie ! Kocham was mocno c: 


niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 68

-Co się stało ?-spytałam zdezorientowana i odruchowo zerknęłam przez okno.
Na zewnątrz tuż przed budynkiem hotelu roiło się od ludzi z aparatami. Tak, na prawdę to w tej chwili byłam przerażona poniewaz wiedziałam że oni potrafią posunąć się za daleko. To przez nich Justin się zmienił swoje zachowanie. Gdy on nim pomyślałam stałam się wściekła. Nie na niego tylko na nich. Potrafią zniszczyć człowieka.
-I co teraz?- spytał Ryan patrząc na Kyla tak jak i reszta grupy.
-Scooter mówił że czakają na nas ochroniarze, więc wyjdziemy prosto do nich i jakoś sobie poradzimy ... mam nadzieję.- te ostatnie słowa wypowiedział szeptem tak że tylko ja usłyszałam.
Wysłałam do niego pocieszający uśmiech. Chociaż w środku buzowałam ze złości że znowu coś popsuli. Ubrałam ukrtkę jeansową na siebie i poprawiłam spodnie. Zaczęłam pakować wszystko do torby. Byliśmy już pod wejściem do hotelu. Gdy otworzyły się drzwi oślepił mnie blask fleszy. Wydaje mi sie wbrew pozorom że to jest ta ciemna strona sławy. Ok, na początku jest fajnie jesteś w każdej gazecie. Ale po jakimś czasie nie możesz spokojnie iść po mleko do sklepu bo zrobią taką sensację że nie będziesz wiedziała jak się z niej wyplątać. Szłam między chłopakami aby czuć się jeszcze bezpieczniej jednak nic to nie dawało. W moją stronę leciała masa okropnych pytań. "Ronnie, zamieniłaś Justina na 5 innych?", "Dlaczego zniszczyłaś Justina?". Te ostanie mnie dobiło. Moja złość stała się nie do opisania. Stałam się czerwona przez łzy napływające mi do oczu. Odwróciłam się przez co wszyscy za mną się zatrzymali. Chłopaki stali zdezorientowani ochroniarze tak samo. Podbiegli do mnie reporterzy. Podkładali mi tysiąc mikrofonów pod usta. Ustałam przed nimi i jakby nigdy nic wylałam swoje wszystkie uczucia.
-Dlaczego to ja zniszczyłam Justina? Jesteście śmieszni to wy go zniszczyliście a teraz chcecie zniszczyć mnie. Justin jest w takim punkcie swojej kariery gdzie wszyscy czekają na jego potknięcie. Na to że upadnie on tak mocno że nikt nie da rady go podnieść. Jego fani są jak mur. Wiem jak bardzo są ważni dla niego. Więc nieważne jakie bzdury będziecie o nim pisać. Beliebers nigdy go nie zostawią.Wierzę że ze mną czy bezemnie w jakiś sposób da sobie radę. Na razie Justin nie czuje się dobrze w swojej skórze. Więc gratuluje zniszczyliście człowieka mam nadzieję że jesteście z siebie dumni....
Wylałam to wszystko co trzymałam w sobie od bardzo dawna. Nie sądzę aby to jak kolwiek zmieniło ich zachowanie ale może chociaż przez minutę czy nawet sekundę sprawiłam że poczuli się głupio. Odwróciłam sie do ochroniarzy którzy o dziwo byli uśmiechnięci. A na twarzach chłopców widziałam to że byli ze mnie dumni.Myślałam że będą na mnie źli. Weszliśmy do środka. Panowała tam cisza i mogłam odetchnąć.


                                                         *oczami Chrisa*
Minęły ledwo dwa dni od wyjazdu Ronnie a z Justinem nadal nie da się normalnie porozmawiać. Zamknął się w sobie aż za bardzo. Siedziałem w pokoju Hope. Moja córeczka jak zwykle bawiła się ze mną Barbie. Nawet mi się to podobało. Zawsze chciała być Barbie a mi kazała być tą brunetką. Moje myśli cały czas podążały w kierunku Justina. On mnie nie zostawił gdy ja potrzebowałem przyjaciela więc i ja nie mogę go zostawić, prawda ? Zeszłem na dół z małą na rękach. Em krzątała się po kuchni. W tym czasie jej rodzice oglądali telewizję.
-Mała ?-zacząłem siadając na krześle w kuchni.
-Tak, coś się stało ?- spytała Emily wyciągając ciasto z piekarnika.
-Martwię się o Justina, nie odzywa się do nas i odkąd wyprowadził się do Pattie to nie wiadomo co się dzieje u niego w domu, pojedźmy do niego. On nas potrzebuje
-Masz rację faktycznie się do nas nie odzywał. Wiem tyle że Ronnie już jest na miejscu i sam widziałeś co mówiła w telewizji. Nie wiem jak ty ale ja widzę że to nie koniec z nimi. Chris ona nadal go kocha...
-Em jeśli chcesz to zostań w domu ja do niego pojadę-stwierdziłem wstając i szukając kluczyków.
-Chyba żartujesz...
Zostawiliśmy Hope u dziadków. Emily nie dała mi prowadzić bo wie że i tak prowadzę szybko. A bała się o swoje życie.
-Spokojnie, wszystko ok-ciągle mi powtarzała ale jednak bałem się odrobinkę o niego.
-Tak, mam nadzieję.
Em podjechała pod dom Jusa. Podeszliśmy pod jego ogromne drewniane drzwi. Po przynajmniej 5 dzwonku otworzył. Przede mną nie stał Justin mój kumpel tylko jakiś obcy chłopak. Zero uśmiechu ani jakich kolwiek cech ludzki.
-Cześć Justin- zacząłem-dobrze się czujesz ?
-Najlepiej na świecie-pwiedział sztucznie się śmiejąc, wszedł do domu a my zaraz za nim.
Dom był w strasznym haosie. Ciuchy porozrzucane po podłodze, brudne naczynie na meblach.
-Jezus Maria huragan tędy przeszedł ?-spytała Emily zbierając ubrania.
-Troszczę słabo to wygląda nie?-spytał teoretycznie Justin i usiadł na kanapie.
-Stary, co się z tobą dzieje?-spytałem siadając na przeciwko niego.
-Nic wszystko w porządku-odpwiedział spuszczając głowę. Wiedziałem że kłamał bo zawsze gdy to robił bał się spojrzeć innej osobie w oczy.
-Ronnie, prawda? To ona tak na ciebie działa.
-A jak sądzisz, nic już dla niej nie znaczę. Nie licze się w jej życiu już nie ma miejsca dla mnie-powiedział chowając twarz w rękach.
-Czego się spodziewałeś, że gdy ją zdradzić wybaczy ci tak od razu ?-wstałem
-To przez alko...
-Nie ważne czy zorbiłeś to bo byłeś narąbany. Liczy się że to zrobiłeś. I to ją najbardziej zabolało.-powiedziałem spoglądając na Em próbującą ogarnąć ten cały bajzel- oglądałeś wogule wiadomości? Widziałeś co o tobie mówiła?
-Nie włączałem telewizora wogule. Pewnie że mnie nie nawidzi...
-Masz to obejrzeć teraz.
Justin wiął swojego białego laptopa na kolana. Zaczął coś klikać i nagle usłyszałem głos Ronnie wydobywajacy się z monitora.....


Kochani mam nadzieję że rozdział wam się podobam. W ostatnim czasie coś mi się stało z blogerem i nie miałam możliwości napisać rozdziału. Dzisiaj wszytskie pomysły skumulowały się we mnie i musiałam je gdzieś wyrzucić. A to chyba najlepszy sposób na to, czyli napisanie o tym na blogu. Ale sie dzieje w świcie Ronnie ufff. Dobra żegam się z wami ale pamietajcie: czytasz=komentujesz ! Poproszę 15 komentarzy.
Kocham was mocnoo ! #bestrong

TWITTER
ASK
FACEBOOK
TUMBLR
xoxox


środa, 15 stycznia 2014

Rozdział 67

                                                            *oczami Justina*

Wróciłem z lotniska. Bez niej wszystko wydawało się takie szare. Gdzie się nie obejrze widze nasze wspomnienia. Najgorsze jest to że czuje że jedyne co mi zostało to zapomnieć... Najzwyczajniej w świecie zapomnieć. Tylko jest tak cholernie trudno. Jak mam zapomnieć o osobie którą dbałem ponad rok ? Która była ważniejsza niż ja sam dla siebie? Wyjąłem z szafki fajki. Ciekawe że nigdy nie paliłem ale trzymałem fajki w domu. Podpaliłem papieros i z wielkim wstrętem wciągnąłem szary dym wydobywający się z niego. Potrzymałem trochę w płucach i od razu mnie odrzuciło. Zacząłem kaszleć jak nigdy wcześniej. Nie zapalę więcej żadnego papierosa...

                                                                   *oczami Ronnie*
-Wójku, ciociu to moja dziewczyna Ronnie- stwierdził Kyle i uśmiechną się do mnie jak gdyby nigdy nic.
-Przepraszam to jakieś nie porozumienie-zaczęłam się tłumaczyć-ja mam, to znaczy miałam chłopaka i gwarantuje że nie jestem teraz w żadnym związku. Miło było państwa poznać.
Stwierdziłam i odeszłam. Może było to trochę niegrzeczne z mojej strony. Ale na prawdę jestem zła na Kyle'a za to nie odpuścił. Gdyby zrozumiał że nie szukam miłości było by mi o niebo łatwiej. Ale nie on musi mieć parcie na szkło. Szłam w strone swojego miejsca.
-Ron wszystko ok?-spytał Kevin z troską w głosie.
-Spytaj Kyle'a jak tak dalej pójdzie to nie wytrzymam do pierwszego pokazu-rzuciłam i usiadłam na swoje miejsce.
Aby z nikim nie rozmawiać włożyłam słuchawki na uszy i udawałm że śpie. Znaczy na początku udawałam bo potem zbudził mnie Kyle szturchając mnie w ramie.
-Księżniczko jesteśmy-powiedział przeczesując swoje włosy do góry.
-Nie nazywaj mnie tak-powiedziałam zaspanym głosem-w ogóle o co ci chodziło z tym że jestem twoją "dziewczyną"?!
-Wiem to było głupie przepraszam nie wiem co mnie napadło-powiedział ze smutną miną-rozejm?-spytał podjąc mi ręke.
-Ostatnia szansa pamiętaj-podałam mu rękę.
Wyszliśmy z chłopakami z samolotu. Trochę mnie przygnębiało to że jestem jedyną dziewczyną. Wiem że mogę z nimi prawie o wszystkim porozmawiać. Ale za jakąś koleżankę która by mi towarzyszyła nie pogniewałabym się. Wiem że z Em nawet nie było o tym mowy. W końcu jest matką i wiem że nie zostawi Chrisa na tak długo.
Weszliśmy po swoje walizki. Miałam ich cztery dlatego pomogłam sobie przy pomocy wózka. Chłopcy chcieli pomóc ale musze być samodzielna. Co nie powiem nie wychodzi mi najlepiej. Niektóre walizki pospadały więc chłopaki łapali je w locie. Może byłoby prościej gdybym im je dała? W każdym razie pod lotniskiem czekał na nas bus. Z naklejonym logo naszej trasy która mianowicie nazywała się Brought To Life. Weszliśmy do środka. Chłopaki zaczeli rozmawiać tak głośno o pannach które poderwą w czasie trasy że zrobiło mi się nie dobrze. Włączyłam telefon, założyłam słuchawki i puściłam Listen Beyonce. Zaczęłam nucić pod nosem ale im dłużej trwała piosenka tym głośniej śpiewałam. Nie zdawałam sobie sprawy że wszyscy mnie słuchają. Zamknęłam oczy nadal śpiewając, pomyślałam o Justinie o tym  że boję się o niego. Że tak naprawdę go kocham ale jeśli kogoś kochasz to daj mu odejść. Tandetne słowa ale prawdziwe. Piosenka się skończyła a ja wyjęłam słuchawki z uszu. Chłopcy patrzyli jak bym była jakąś idiotką.
-Mam coś na twarzy?-spytałam odruchowo bo nie wiedziałam co się dzieje.
-Dlaczego nie powiedziałaś że tak śpiewasz-spytał Joe.
Spojrzałam na nich. Napotkałam wzrok każdego co mnie speszyło. Prawda jest taka że jeżeli miałabym występować prz dużej publiczności lub nie licznej. To wybrałabym dużą, dlaczego? Bo wtedy nie widzę ich twarzy nie nie denerwuje się tak bardzo.
-Przecież wiedzieliście że śpiewam...
-Ale nie że tak!-krzykną Ryan
-Przestańcie, nie śpiewam tak dobrze-powiedziałam zawstydzona.
-Chłopaki co wy na to aby zrobić układ w którym Ron by zaśpiewała?-zaproponował Kevin.
Wszystkie oczy zwróciły się na Kyle'a ponieważ to on był liderem. I to on podejmował najważniejsze decyzje w grupie.
-Jasne jestem jak najbardziej na tak, Ronnie?
-Ohhh dobra ale raz tylko raz! hahha -zaczęłam się śmiać a zaraz a mną faceci.
Podjechaliśmy pod hotel który załatwili nam menadżeży. Z zewnątrz budynek był wysoki jak wieża Eiffla. Miał złote zdobienia i piękne okna jak w zamku. Nagle wszyscy na raz spojrzeli przez okno. Kyle usiadł spowrotem na miejce ze zdenerowowaną miną.
-Ja pieprze to nie możliwe...

Kochani ! Trochę wybiłam się z rytmu z pisaniem przez początek szkoły. Nadrabianie wszystkiego zajmuje dużo, dużo czasu. Staram się najmocniej aby rozdziały były w miare normalne. Mam nadzieję że wybaczyliście mi tą krótką przerwę. Jeżeli udało wam się dotrwać do końca to napiszcie co o nim myślicie w komentarzu. Poproszę 19 komentarzy ! Pamiętajcie kocham was bardzo bardzo mocno <3
#muchlovefromShiny

ASK
TWITTER
FACEBOOK
TUMBLR
xxx

środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 66

Szkłam przed długi korytarz prowadzący do środka samolotu. Serce kazało mi wracać, wracać tam i rzucić się mu na szyję. Ale rozum podpowiadał mi abym tego nie robiła. Wszyscy mówią aby kierować się głosem serca. Ale na co mi on skoro wiem że to niestosowne? Jestem upartą osobą czego najbardziej w sobie nie lubie. Szłam przez długą ścieżkę do swojego miejsca. Usiadłam i wtopiłam się w siedzenie z ciemnej skóry. Traf chciał że siedziałam obok Kyle'a. Powinnam "integrować" się z grupą ale nie potrafie. W tej chwili lecieliśmy do Nowego Orleanu co daje mi 2 i pół godziny w samolocie. Pięknie... Odwróciłam głowę w stronę chłopaków. Byli tacy podekscytowani, cieszyli się jak mali chłopcy. To świetne ale też stresujące... W końcu to ja jestem tą nową. I to ja nie moge ich zawieść. Włączyłam telefon na tapecie widniała
zakochana para. Siedzieli na trawie i cieszyli się sobą. Byliśmy z Justinem tacy szczęśliwi. Wszystko układało się po kolei. Miałam dokończyć płytę, Justin tak samo. Nie mieliśmy zamiaru być jak typowa  Hollywoodzka para. Mianowicie nie mieliśmy wybić się na naszym rozstaniu. A prawda jest taka że mnie kojażą tylko ze związku z Justinem.
-Jak się czujesz ?-spytał Kyle wyciągając słuchawkę z mojego ucha,
-Wiesz bywało lepiej. A ty ?-spytałam próbując podnieść chociaż jeden kącik moich ust do góry.
-Całkiem dobrze, Ronnie pomyśl-zaczął- jedziemy w trasę będziemy robić to co kochamy. Czy to sie nie liczy ?
Spojrzałam w jego morskie oczy i podrapałam się po głowie. Ciężko było mi to przyznać ale miał rację. Niestety ale miał...
-Tak, będzie świetnie musze poprostu się uspokoić-powiedziałam i zamknęłam oczy.

                                                                              *sen*
Idę przez czerwony dywan. W nogi uwierają mnie 10 cm szpilki. Usłyszałam za sobą krzyki. Z trudem obróciłam się. W moją stronę biegli reporterzy. W prawdziwym życiu wiem że to ich praca. A teraz widzę że mogli by mnie zabić za jedno zdjęcie. Nagle spod ziemi wyrośli Em i Chris.
-Ronnie co ty robisz ?!-krzyknęła Emily
-Nie zasługujesz na Justina-dopowiedział Chris.
Nagle zaczeli oddalać się w powietrzu.
-Nie czekajcie !!!
Nagle obok mnie pojawił się Justin trzymający moją rękę. Ten Justin którego poznałam na początku.
-Kochanie wiesz że to koniec nie oszukuj się.- wymówił te słowa takim słodkim tonem że mogło by się zdawać że mówi komplement w moją stronę.
Przytulił się do mnie i w tym momęcie zniknął. Krzyczałam ile sił w płucach. Dookoła mnie zebrała się kupka ludzi nie szczędzących sobie obraźliwych komentarzy...

                                                                    *rzeczywistość*
Obudziłam się z kropelkami potu na czole. Wytrałam je wierzchem ręki. W duchu dziękowłam bogu że to tylko sen. Chłopaki po mojej prawej chrapali. A z drugiej strony przyglądał mi się Kyle z lekkim zaniepokojeniem na twarzy.
-Zły sen?-spytał zakładając okulary przeciw słoneczne.
-Mhm- mruknęłam.
Nagle wstał i zaczął iść na drugą stronę samolotu.
-A ty gdzie?-spytałam poprawiając swoją koszulkę.
-Moi ciocia z wujkiem są na pokładzie, idziesz ze mną ?-spytał spoglądając w stronę gdzie siedziałam.
Podniosłam się i poszłam w jego stronę. Gdybym siedziała tam minutę dłużej oszalałabym. Przeciskaliśmy się między ludźmi. Przez co nasze ręce zetknęły się pare razy. Co wywoływało triumfujący uśmiech na jego twarzy. Doszliśmy do siedzeń dwójki ludzi. Wyglądali na szczęśliwych. Kobieta była średniego wzrostu około 40 z burzą blond loków. Mężczyzna z kolei był wysoki z pojawiającą się siwizną na głowie.
-Ciociu, wujku- przywitał się Kyle.
-Witaj Kyley-ciocia przywitała się takim słodkim zdrobieniem.
Spojrzała w moją stronę i śmiechnęła się pytająco.
-A ta piękna panna to kto?-spytał wujek.
-To moja dziewczyna Ronnie...

Kochani ! Przepraszam was że długo nie było ale nauka tak mnie przygniotła że jestem wrakiem człowieka. Mam nadzieję że mi wybaczycie i nie jesteście na mnie źli. Ale to nie jest najlepszy okres w moim życiu... I bardzo was przepraszam że rozdział jest taki krótki :(
Mam nadzieję że miło się wam czytało. Poproszę 12 komentarzy i widzimy się przy następnym rozdziale <3
#muchlove

TWITTER
ASK
FACEBOOK 
TUMBLR
xoxo